Usłyszawszy kolejne doniesienia o złośliwym uchylaniu się od końskich obowiązków przez krnąbrne zwierzaki i chcąc ulżyć Góralom, nie karmiąc przy okazji Włochów ani narażając się na bycie rozjechanym przez cichy autobus, oszacowałem możliwości pogodzenia tradycji z nieuchronnym cywilizowaniem się (części) z nas.
Jak dowiadujemy się z przewodnika i mapy, do pokonania na Morskie Oko mamy 350~m różnicę poziomów na długości 8~km w godzinę (to muszą być szybkie konie, bo w innych źródłach czytamy, że przeciętne chodzą stępa jakieś 6 km/h).
Policzmy więc, ile potrzeba energii, by wysmyczyć na górę tych 10 “turystów”, 3 dzieci i woźnicę. Wóz szacuję na jakieś 0,5~tony + ładunek (10+1) x 80 + 3 x 40 na 1~tonę. Czyli m=1500 kg. Żeby po płaskim przepchać samochód ważący 1~tonę, musiałem użyć siły F=150 N. Opór powietrza przy tych prędkościach pomijam.
E = m*g*h + F*s = (1500*10*350 + 150*1.5*8000) / (1000*60*60) [J-->kWh] = 2 kWh
25 kg akumulatorów o żywotności rzędu 4 tys. cykli wystarczy, by zmagazynować energię na 1 kurs. Do tego dwa 2kW silniki z przekładnią wbudowane w piasty obu tylnych kół wozu - tak, by osiągnąć wystarczający moment napędzający i hamujący.
Zamysł jest taki, by energię potrzebną do wyciągnięcia ludzi w górę odzyskać za każdym razem, kiedy zwozi się ich w dół. A konie niech sobie chodzą od parady. Bo jeżeli koń potrafi żyć w zdrowiu ćwierć wieku i większość tego życia przechodzić, to przy XXI wiecznym stanie techniki nie ma uzasadnienia, by wyeksploatować go w 3 lata, jak tu piszą.
2024-08-19: pojawił się pouczający wywiad na Onecie.
–
2024-05-26, Jan Psota, TEK – Towarzystwo Entuzjastów Kolei
tel. 885 666 643 http://tek.org.pl KRS 497319